Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Log in

Nie mogłam nic z tego zrozumieć

Wyróżniony Nie mogłam nic z tego zrozumieć
Miałam wtedy siedem lat. Z opowiadań swojej mamy pamiętam, że oficer niemiecki na jakiś czas przed nadejściem Sowietów proponował, żeby przed nimi uciekać na zachód. Moi rodzice jednak postanowili zostać. Moich trzech starszych braci było w tym czasie na różnych frontach, jeden we Francji, drugi w Czechach, trzeci w Austrii, czwarty zginął w 1941 na froncie wschodnim. Pamiątki po nich mama spaliła lub wyrzuciła w obawie przed sowietami. Kiedy zbliżali się sowieci, schowaliśmy się do piwnicy zabierając ze sobą jedzenie. Do naszego domu wpadli radzieccy żołnierze, a jakiś oficer  przyszedł do piwnicy. Jako mała dziewczynka z warkoczami spodobałam mu się i chciał mnie zabrać, starając się powiedzieć, że będę miała u niego dobrze. Mama zaczęła płakać a ja schowałam się za nią. Nagle rozpoczęła się strzelanina i oficer wybiegł z piwnicy, mama mnie szybko schowała, ale on już nie wrócił.Żołnierze wnieśli na piętro ciężki karabin maszynowy i z okna na górze strzelali w kierunku miechowickiego lasu i na Ronot. Tam były nasze stanowiska. Jakiś ciężki pocisk uderzył obok naszego domu, ale nikomu u nas nic się nie stało. Żołnierze poszli do ataku w kierunku Miechowic, na dworze się uspokoiło. Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas w piwnicy, a później mój tata wyszedł zobaczyć co się dzieje. Nikogo nie było, ale po drugiej stronie ulicy leżały ciała dwóch sowieckich żołnierzy.Sytuacja bardzo szybko wróciła do normy i życie toczyło się dalej. Ojciec wrócił do pracy w kopalni. Pracował na "Beuthen". Zima była ostra a on codziennie wyjeżdżał rowerem do pracy. We wsi spotykali się z innymi górnikami i razem przez las z rowerami na plecach (było bardzo dużo śniegu) szli w kierunku Dąbrowy Miejskiej na kopalnię. Moja mama chodziła "szkubać piyrze" do pani Moniki Sczesny i zabierała mnie i moją siostrę ze sobą. Przechodziliśmy codziennie obok ciał zabitych Rosjan leżących po drugiej stronie ulicy. Chowałam się wtedy za mamą, bo bałam się, że wstaną i mnie zabiorą. Po jakimś czasie wracając ze szkubania okazało się, że ciał nie ma. Ale nie było też w domu mojego taty. Zabrano go i innych mężczyzn do zbierania ciał poległych żołnierzy. Ładowali ich na furmanki i wywozili do Miechowic. Nie pamiętam, żeby ojciec mówił, czy wśród nich byli niemieccy żołnierze. Wiem tylko, że w polu za naszym ogrodem między cmentarzem a drogą do Miechowic było dużo poległych.Mój tata wracając z kopalni przynosił czasem kawałki łbów krowich, które z kolegami wracając z kopalni znajdowali przy drodze. Wyrzucali je radzieccy żołnierze, którzy zabierali krowy ludziom i zabijali a po drodze wyrzucali łby i inne resztki. Żeby sprawdzić, czy mięso nie jest zatrute, mama gotowała najpierw dla naszego kota, dawała mu do jedzenia a ja musiałam chodzić za nim i patrzeć, czy się coś z nim dzieje. Gdy kotu nic nie było, my mogliśmy zabrać się do jedzenia.Tak zapamiętałam początek 1945 roku. Pamiętam jeszcze rozpoczęcie roku szkolnego. Jako siedmiolatka po raz pierwszy poszłam do szkoły. Rozpoczęłam naukę w szkole niemieckiej, po trzech miesiącach nauki szkoła zrobiła się polska, a ja nie mogłam nic z tego zrozumieć.     Erna Makowska (Cierpka). Stolarzowice.  
Ostatnio zmienianywtorek, 30 październik 2012 21:56
Zaloguj się, by skomentować
Banner 468 x 60 px