Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Log in

Jednak się spotkali

Wyróżniony Jednak się spotkali
Mój ojciec, Józef Sczesny prowadził w Stolarzowicach warsztat stolarski. Założył go w 1928 roku. Zajmował się stolarstwem, kołodziejstwem i wyrobem mebli. Przed nadejściem Rosjan już 21 stycznia przenieśliśmy się do piwnicy.

Razem z nami byli wszyscy lokatorzy, którzy mieszkali w naszym domu. W sumie zabrało się nas tam siedem rodzin. "Dann kammen die Russen". I nagle wszystko się zmieniło.

My w piwnicy, oni w naszych mieszkaniach. Codziennie wchodzili do nas do piwnicy i chcieli wódki. Mieliśmy, bo mężczyźni pracowali na kopalni i za przepracowane niedziele otrzymywali między innymi właśnie wódkę. W nocy z 27 na 28 stycznia przyszedł jeden żołnierz, podszedł do mojego ojca i zażądał wódki. Niestety już nie było. Ze złości kazał wyjść wszystkim mężczyznom, a było ich czterech, do mieszkania na parterze. Usłyszeliśmy po chwili tylko cztery strzały. Nikt z nas w sczesny2piwnicy nawet się nie ruszył ze strachu, bo by nas wtedy wszystkich mogli rozstrzelać. Żołnierze pod wpływem alkoholu bawili się w całym domu. Przy naszych mężczyznach zostawili jednego na straży i przenieśli się na wyższe piętro.

Okazało się później, że jednego (pana Heliosza) kula nie trafiła i tylko przewrócił się udając potem zabitego. Ciężko ranny w brzuch został pan Otręba i jęczał z bólu jeszcze przez kilka godzin. Mój ojciec i pan Klink zginęli na miejscu. Kiedy żołnierz pilnujący ciał wyszedł do bawiących się u góry kolegów, pan Heliosz wydostał się stamtąd i przyszedł do nas do piwnicy. Pamiętam do dziś jego stojące jak druty włosy i krzyk: "Gdzie się mam skryć?" . Nikt jednak nie wiedział, jak mu pomóc. Jakoś niezauważenie dostał się na strych w drugiej części domu.

Kiedy pijani żołnierze zorientowali się, że jednego z mężczyzn brakuje, od razy zastrzelili rannego pana Otrębę i zaczęli szukać wszędzie pana Heliosza. Nie mogli go jednak znaleźć. Ponieważ musieli opuścić nasz dom,  nagle zrobiło się pusto. Pan Heliosz wyszedł na podwórko i schował się w ubikacji będącej za warsztatem. Wskoczył przez otwór do zamarzniętego szamba i tam przez pół dnia czekał na rozwój wydarzeń.

My od razu rano wynieśliśmy się z piwnicy, gdzie kto tylko mógł, zostawiając dom pusty a w nim mojego ojca, pana Otrębę i pana Klinka. Okazało się, że w sąsiednim domu u brata mojego ojca Rosjanie zastrzelili na oczach żony i dzieci męża mojej kuzynki, Henryka Jendryszczyka. Poszliśmy dalej do domu mojej babci i dziadka, gdzie zamieszkaliśmy na jakiś czas. Mój dziadek Wincenty Slotta koło południa poszedł zobaczyć, co się stało u nas w domu. Był w mieszkaniu i widział leżących tam mężczyzn. Wyszedł na podwórko, chodził wokół i mówił coś głośno do siebie. Nagle usłyszał, że go ktoś woła. "Slotta! Wyście to?". Podszedł do ubikacji i tam znalazł pana Heliosza. Pomógł mu wydostać się z szamba, umyć się i ubrać. Wtedy pan Heliosz poszedł za żoną i dziećmi, które rano razem z nami opuściły piwnicę i udały się do Miedar do rodziny. Gdy dziadek wrócił do nas to wszystko nam opowiedział. Widzieliśmy się z panem Helioszem jeszcze jeden raz, zanim został wywieziony do Rosji. Nie wiedział, co go tam czeka i powiedział wtedy mojej mamie: "Gospodyni, jak wrócę to wam wszystko opowiem jak to było". Był jednak wśród wielu, wielu, którzy nie wrócili.
stolarnia sczesnyStolarze pracujący w stolarni przyszli do warsztatu i z dostępnego materiału zrobili trumny dla mojego ojca, pana Otręby, pana Klinka i Henryka Jendryszczyka. Złożono do nich ciała i na sankach zawieziono prosto na cmentarz. Tam ksiądz Wycisk odprawił krótkie żałobne nabożeństwo i zostali pochowani w jednym, dużym wspólnym grobie. My nie byliśmy na cmentarzu. Wiem, że w trakcie nabożeństwa nad cmentarzem przelatywały samoloty i było słychać odgłosy strzelaniny i wybuchy. Gdzieś po miesiącu wróciliśmy do domu. Zastaliśmy go w opłakanym stanie, zniszczony, zabrudzony i rozkradziony. Ale musieliśmy się pogodzić z losem i żyć dalej.
Nie jest prawdą, że w naszym domu zostały skrzywdzone jakiekolwiek kobiety na ciałach zabitych mężczyzn, jak to zostało powiedziane i zapisane w niektórych źródłach.
Koło 15 stycznia bawiąc się w biurze mojego ojca byłam świadkiem rozmowy telefonicznej ojca z moim wujkiem z Bytomia. Umówili się na spotkanie w niedzielę 28 stycznia. Tego dnia ojciec zginął w Stolarzowicach a wujek został zabity przez radzieckich żołnierzy w Bytomiu.sczesny

 

 

Lidia Psiuk (Sczesny). Stolarzowice.

 

Ostatnio zmienianypiątek, 24 styczeń 2020 18:28
Zaloguj się, by skomentować
Banner 468 x 60 px