Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Log in

Rozpoczął sie nasz „taniec ze śmiercią"

Wyróżniony Rozpoczął sie nasz „taniec ze śmiercią"
W poniedziałek, 22 stycznia 1945 roku o godz. 21:00, Rosjanie przełamali linię frontu w pobliżu Nakła i Tarnowskich Gór. Nasza B1 rozpoczęła natychmiast ostrzeliwanie skoncentrowanych jednostek wojsk nieprzyjaciela koło Tarnowskich Gór, Nakła i Bobrownik.

W wieży kościoła w Bobrownikach znajdowała się stacja kierowania ogniem artyleryjskim (Feuerleitstation). Nagle obrócono działa o niemal 180 stopni i zaczęto kontynuować ostrzał w kierunku Gliwic. Teraz było wiadomo, że sowieci zbliżają się z dwóch stron. Zapanowało nerwowe życie w baterii B1. Tej nocy nikt nie zmrużył oka.

We wtorek przed południem, 23 stycznia, kontynuowano ostrzał artyleryjski. Zachód słońca tego zimowego dnia pozostawił w oddali czerwono-szary welon na niebie. Wyglądało to jak zły omen. W krótkim czasie rozpoczął się nasz "taniec ze śmiercią". O zmierzchu zaczęły się odzywać sowieckie karabiny maszynowe,  pierwsze strzały padały z lewego skrzydła, od strony lasu. Tę noc można było porównać do "wielkiego sztucznego ognia". Mnie przydzielono do warty przy wejściu do centrum dowodzenia, w pobliżu stodoły.kosciol_bobrowniki

Pociski oświetlające sowieckich karabinów maszynowych ślizgały się w ciemności jak paciorki rozerwanego różańca - w większości wypadków ponad naszymi głowami. Bardzo głośne i niebezpieczne były sowieckie pociski przeciwpancerne i moździerze. Po zmianie warty udałem się przez ośnieżone pole do baterii B1. Nagle usłyszałem świst w powietrzu i w tym samym momencie instynktowne rzuciłem się na ziemię. Kilka metrów za mną zdetonował granat. Wartownik, który przejął po mnie służbę, spojrzał w moim kierunku i zobaczył mnie w zasięgu wybuchu granatu. Kiedy podniosłem się bez uszczerbku, podbiegł do soviet_t34mnie. Myślał, że oberwałem. Na szczęście ziemia była mocno zamarznięta, wszystkie odłamki granatu poszły nade mną. Co dwie godziny następowała zmiana warty. Noc była lodowato zimna, mróz nas wykańczał. W kwaterze dowództwa nie było mowy o spaniu.

O świcie 24 stycznia 1945 roku od skrzyżowania w Górnikach zbliża się do naszego stanowiska sowiecki czołg. Dzięki natychmiastowej akcji artylerzystów działa "Frieda" został szybko unieszkodliwiony. Aby go całkowicie unieszkodliwić, został uformowany specjalny patrol wyposażony w granatniki przeciwpancerne (Panzerfaust). W zaśnieżonym rowie przydrożnym podczołgują się do tego stalowego wraku mężczyźni ubrani w białe mundury maskujące. Gdy byli blisko niego, okazało się, że za nim zbliża się drugi czołg. W tym rowie natykają sie na żołnierza w niemieckim mundurze, przyprowadzają go do punktu dowodzenia. Porucznik bierze osobiście faceta na spytki. Ma przy sobie "Volkssturmausweis", którego danych nie może potwierdzić. Odpowiada z niezrozumiałym dla nas polsko-rosyjskim akcentem. Porucznik poleca go odprowadzić do dalszych przesłuchań do szpitala w Rokitnicy (Martinau - Kiedyś szpital, dziś siedziba Śląskiego Uniwersytetu Medycznego), gdzie w tym czasie mieści się Rejonowy Sztab Wojskowy.

Budzi sie nowy dzień, kanonada sowiecka wzmaga się. Sowieci zagnieździli sie w górnickich w domach wzdłuż głównej ulicy (Wówczas Gleiwitz-Tarnowitzer-Chausee, obecnie ulica Żołnierska). Z niektórych okien nieustannie terkotały wrogie RKM-y. Zaczął sie sowiecki atak na nasza baterię. Byliśmy bez przerwy pod ogniem czołgów, artylerii i strzelców wyborowych. Do tego prześladowały nas il2powtarzające się ataki sowieckich samolotów bojowych typu IL. Z błyskawiczną szybkością poruszały się lufy tych dział , które nie były zajęte ostrzeliwaniem obiektów naziemnych. Nisko nadlatującą eskadrę samolotów ostrzeliwano pociskami, które wybuchały w środku szyku. W ten sposób rozbito zwarty szyk nisko nadlatujących samolotów i udaremnione precyzyjne bombardowanie naszych stanowisk.mg81z-1

W baterii B1 mieliśmy jeszcze w użyciu przeciwko nisko lecącym samolotom dwulufowy, obrotowy karabin maszynowy MG-81, którego pociski błyskawicznie kierowane były na atakujących. Do walki naziemnej byliśmy bardzo słabo uzbrojeni. Na wyposażeniu mieliśmy karabiny, które były przeznaczone tylko do służby wartowniczej. Mieliśmy trzy rodzaje broni: długie francuskie, oraz krótkie belgijskie i rosyjskie. Do tego były również potrzebne trzy rodzaje amunicji. Większość pomocniczych sił obrony powietrza (Luftwaffenhelfer) uzbrajało się samodzielnie. Krótko przed zbliżającym się frontem, na plac targowy (Marktplatz). Dzisiaj to Plac Witkiewicza między szkołą podstawową a budynkiem OSP Stolarzowice. Jednak wśród rodowitych mieszkańców nazwa "Marktplatz" funkcjonuje do dnia dzisiejszego {/qluetip}) w Stolarzowicach podjechała ciężarówka z karabinami. Transport ten był przeznaczony dla jednostek "Volkssturm" (pomocnicze siły zbrojne).  Bardzo szybko meldują się tu "Luftwaffenhelfer" i odbierają broń i amunicję.

Ja, jako adiutant porucznika, zawsze byłem blisko niego. Raz kiedy stoimy przed działem "Frieda"; słyszę jak przez zaciśnięte zęby po cichu przeklina, - następnie pada pytanie: "Dlaczego nie strzela działo 'Heinrich'? I wysyła mnie sprawdzić co się dzieje. Gdy przez śniegiem zawiany rów zbliżyłem się do działa „Heinrich" - usłyszałem wołanie o pomoc. W pośpiechu wracam z tą wiadomością i razem z sanitariuszem Meierem udajemy się do działa „Heinrich". Bezpośrednie trafienie zniszczyło działo i rozniosło załogę. Sierżant Hanko i obsługa działa nie żyli. Luftwaffenhelfer Stahl, jedyny ocalały z obsługi działa, został ranny w szyję. Przez stratę tego działa zostało osłabione lewe skrzydło naszej obrony. Sowieci docierają do lasku (Dukli) , a tym samym do naszych zakwaterowań.

Barak w którym znajdowała się kuchnia, był nafaszerowany wyszukanymi artykułami spożywczymi, których nie nie zdążono jeszcze rozdzielić. Naturalnie alkoholu również nie brakowało. Tak więc Rosjanie mieli czym wypchać sobie brzuchy - my natomiast przymieraliśmy głodem. Nasze dowództwo planowało dłużej utrzymać "Twierdzę Stolarzowice", dlatego podział zaprowiantowania baterii został przesunięty "na później", - niestety z tego skorzystali tylko żołnierze Armii Czerwonej. W lasku okopali się sowieccy snajperzy. Stamtąd mieli lepsze możliwości, by wziąć naszych ludzi pojedynczo na muszkę. Działo "Frieda", wolno stojące przy drodze, bez ochrony, spisywało się dzielnie. Doprowadziło niejedno wrogie stanowisko KM-ów do milczenia. Większe grupy wroga ostrzeliwało granatami z wyciągniętą zawleczką. O godzinie 13:00 również działo "Frieda" otrzymało ostatnivolkssturm_okopy cios. Celny pocisk doprowadził je do milczenia. Zginęli tutaj kaprale Alm i Berner, inni zostali ciężko ranni. W tym czasie porucznik sprowadził do naszych okopów paru ludzi "Volkssturmu", którzy nas obserwowali z wyżej położonej Helenki. Dodawał wszystkim otuchy do walki i zachęcał, aby wytrwać do nadejścia obiecanej pomocy w postaci czołgów typu "Tygrys" (Tiger). Mnie porucznik nakazał czekać w jego baraku na samochód dostawczy, który miał zabrać metalową skrzynkę z tajnymi dokumentami i jego rzeczy prywatne. Czekając, leżałem przy ścianie na podłodze baraku. Na szczęście, wokoło baraku oficerskiego usypano wał ochronny. Okiennice w oknach były zamknięte. Nagle wybuch tuż przed murami ściany przedniej. Odłamki szkła posypały mi się na plecy. Dach nade mną został częściowo rozbity i podziurawiony ciężką bronią pokładową sowieckiego samolotu. Niezliczona ilość drutów telefonicznych, które tutaj prowadzą, zwisa w nieładzie pozrywana pociskami granatów. Zdawało się, że ten osobno stojący barak oficerski był specjalnym celem napastników.

Zamiast samochodu dostawczego podjechał wreszcie z folwarku galopujący zaprzęg konny. Przejechał obok mojej przygotowanej metalowej skrzynki, obok prywatnego bagażu porucznika i zatrzymał się dopiero za bunkrem dowództwa. Tutaj załadowano ciężko rannych  i tak szybko jak przyjechał, odjechał z powrotem przejeżdżając obok mnie i bagażu, bez reakcji na moje próby zatrzymania go. Teraz jestem w rozterce. Chciałem pójść dovolkssturm_opaska2 porucznika, ale nie mogłem go znaleźć. Sowieci okrążyli nas już z trzech stron. Widzę pierwszych ludzi "Volkssturmu" z przedniej linii okopów którzy flak88_koszezbierają sie do ucieczki. Jest godz. 15:00. Rozpoczął się decydujący atak Sowietów. Ostrzeliwują nas ze wszystkich luf, które mają do dyspozycji.

Na niektórych stanowiskach ogniowych zaczyna się palić. Prawdopodobnie są to puste kosze po amunicji. Za ludźmi "Volkssturmu" opuszczają także "Luftwaffenhelfer" swoje okopy. Zaczyna się wyścig o przeżycie. Pobiegłem do centrum dowodzenia pytać o poradę. Nagle usłyszałem okrzyk: "Padnij!" Rzuciłem się na ziemię. W pobliżu mnie wyleciał w powietrze punkt dowodzenia. To samo dzieje się z innymi przyrządami. Na taką okoliczność do każdego urządzenia był przeznaczony ładunek wybuchowy.

Większość obsługi dział opuszczając swoje stanowiska wysadza również swoje działa w powietrze. Ja stoję jeszcze obok metalowej skrzynki z tajnymi dokumentami i patrzę za uciekającymi żołnierzami. Wreszcie podbiega do mnie młody podoficer baterii 230 i pyta mnie, dlaczego tu stoję?! Pokazuję mu metalową skrzynkę z tajnymi dokumentami. Wyciąga dwa ręczne granaty i umieszcza je pod skrzynką. Mnie poleca również opuścić moje stanowisko. Strach o życie dodawał mi sił. Biegłem niemal nieprzerwanie aż do niewielkiego wzgórza na rozgałęzieniu drogi w kierunku Helenki - mapa_stillersfeld_1Rokitnicy. Rozkazano nam w wypadku opuszczenia naszych pozycji, meldować się w baterii artylerii przeciwlotniczej w Szombierkach. Wszyscy z „Twierdzy Stolarzowice", którzy przeżyli podjęli drogę ucieczki przez Helenkę, Rokitnicę i Miechowice. Razem z „Luftwaffenhelfer" Reichel - jednym z uczniów z Osiedla Stolarzowice (Kreuzberg) wybraliśmy krótszą, ale bardziej niebezpieczną drogę przez miechowicki las. W Miechowicach idziemy dalej, najpierw ulicą Stolarzowicką (Stillersfeldstrasse), a następnie ulicą Kościelną (Kirchstrasse).

Ostatni raz przechodzę koło szarego budynku naszej szkoły, tej kuźni naszej młodości. Ostatnie spojrzenie, ciche powitanie, wykończony i oszołomiony ostatnimi wydarzeniami przechodzę koło szkoły. "Parę kroków" za Grützberg, na dróżce w kierunku Karbiu, zauważamy nagle miedzy nagimimapa_mechtal_1 gałęziami drzew, nisko nadlatujący sowiecki samolot. Rzucamy się w krzewy, obok torów tramwajowych. Mała bomba spadła dziesięć metrów od nas w pole. Nawet tutaj jesteśmy jeszcze prześladowani przez Sowietów. Z lewej strony za działkami widzę już  ostatni dom w Miechowicach. Szarą kamienicę z ciągnącym się wzdłuż balkonem. Tu mieszkali moi rodzice i rodzeństwo. Ponieważ krótszą drogą przez las zyskaliśmy trochę na czasie, postanowiłem odwiedzić moich rodziców. Było może krótko po godzinie 16:00, kiedy wszedłem do domu. Panował wisielczy nastrój. Wszyscy mieli stracha przed zbliżającym się "Czerwonym Niebezpieczeństwem". Musiałem szybko zmienić skarpetki - matka przygotowała dla mnie parę skarpet robionych na drutach. W pośpiechu połknęliśmy kromkę chleba ze smalcem i pożegnaliśmy się ruszając dalej. Matka ze łzami w oczach towarzyszyła mi do rogu domu celnego. Tutaj, powiedziałem do niej: "Wracaj - Nie mogę więcej patrzeć jak płaczesz". Przytuliła mnie jeszcze mocno do siebie, i z bólem serca odeszła powoli do domu.

{phocamaps view=link|id=2|text=Zobacz mapę}

Warto również przeczytać inne artykuły dotyczące wydarzeń ze stycznia i lutego 1945 roku.

To ostatni fragment wspomnień Joachima Krolla, pochodzącego z Miechowic "Luftwaffenhelfer", który był jednym z obrońców "Festung Stillersfeld". Tekst z języka niemieckiego przetłumaczył dla nas Bernhard Ullmann, w którego posiadaniu jest oryginalny maszynopis. Dziękujemy bardzo! Opisane wydarzenia dziejące się między 22 a 24 stycznia 1945 roku rzucają nowe światło na ten krótki, ale jakże ważny okres w naszej historii.

Ostatnio zmienianyniedziela, 11 styczeń 2015 12:24
Zaloguj się, by skomentować
Banner 468 x 60 px