Rozpoczął sie nasz „taniec ze śmiercią"
W wieży kościoła w Bobrownikach znajdowała się stacja kierowania ogniem artyleryjskim (Feuerleitstation). Nagle obrócono działa o niemal 180 stopni i zaczęto kontynuować ostrzał w kierunku Gliwic. Teraz było wiadomo, że sowieci zbliżają się z dwóch stron. Zapanowało nerwowe życie w baterii B1. Tej nocy nikt nie zmrużył oka.
We wtorek przed południem, 23 stycznia, kontynuowano ostrzał artyleryjski. Zachód słońca tego zimowego dnia pozostawił w oddali czerwono-szary welon na niebie. Wyglądało to jak zły omen. W krótkim czasie rozpoczął się nasz "taniec ze śmiercią". O zmierzchu zaczęły się odzywać sowieckie karabiny maszynowe, pierwsze strzały padały z lewego skrzydła, od strony lasu. Tę noc można było porównać do "wielkiego sztucznego ognia". Mnie przydzielono do warty przy wejściu do centrum dowodzenia, w pobliżu stodoły.
Pociski oświetlające sowieckich karabinów maszynowych ślizgały się w ciemności jak paciorki rozerwanego różańca - w większości wypadków ponad naszymi głowami. Bardzo głośne i niebezpieczne były sowieckie pociski przeciwpancerne i moździerze. Po zmianie warty udałem się przez ośnieżone pole do baterii B1. Nagle usłyszałem świst w powietrzu i w tym samym momencie instynktowne rzuciłem się na ziemię. Kilka metrów za mną zdetonował granat. Wartownik, który przejął po mnie służbę, spojrzał w moim kierunku i zobaczył mnie w zasięgu wybuchu granatu. Kiedy podniosłem się bez uszczerbku, podbiegł do mnie. Myślał, że oberwałem. Na szczęście ziemia była mocno zamarznięta, wszystkie odłamki granatu poszły nade mną. Co dwie godziny następowała zmiana warty. Noc była lodowato zimna, mróz nas wykańczał. W kwaterze dowództwa nie było mowy o spaniu.
O świcie 24 stycznia 1945 roku od skrzyżowania w Górnikach zbliża się do naszego stanowiska sowiecki czołg. Dzięki natychmiastowej akcji artylerzystów działa "Frieda" został szybko unieszkodliwiony. Aby go całkowicie unieszkodliwić, został uformowany specjalny patrol wyposażony w granatniki przeciwpancerne (Panzerfaust). W zaśnieżonym rowie przydrożnym podczołgują się do tego stalowego wraku mężczyźni ubrani w białe mundury maskujące. Gdy byli blisko niego, okazało się, że za nim zbliża się drugi czołg. W tym rowie natykają sie na żołnierza w niemieckim mundurze, przyprowadzają go do punktu dowodzenia. Porucznik bierze osobiście faceta na spytki. Ma przy sobie "Volkssturmausweis", którego danych nie może potwierdzić. Odpowiada z niezrozumiałym dla nas polsko-rosyjskim akcentem. Porucznik poleca go odprowadzić do dalszych przesłuchań do szpitala w Rokitnicy (Martinau - Kiedyś szpital, dziś siedziba Śląskiego Uniwersytetu Medycznego), gdzie w tym czasie mieści się Rejonowy Sztab Wojskowy.
Budzi sie nowy dzień, kanonada sowiecka wzmaga się. Sowieci zagnieździli sie w górnickich w domach wzdłuż głównej ulicy (Wówczas Gleiwitz-Tarnowitzer-Chausee, obecnie ulica Żołnierska). Z niektórych okien nieustannie terkotały wrogie RKM-y. Zaczął sie sowiecki atak na nasza baterię. Byliśmy bez przerwy pod ogniem czołgów, artylerii i strzelców wyborowych. Do tego prześladowały nas powtarzające się ataki sowieckich samolotów bojowych typu IL. Z błyskawiczną szybkością poruszały się lufy tych dział , które nie były zajęte ostrzeliwaniem obiektów naziemnych. Nisko nadlatującą eskadrę samolotów ostrzeliwano pociskami, które wybuchały w środku szyku. W ten sposób rozbito zwarty szyk nisko nadlatujących samolotów i udaremnione precyzyjne bombardowanie naszych stanowisk.
W baterii B1 mieliśmy jeszcze w użyciu przeciwko nisko lecącym samolotom dwulufowy, obrotowy karabin maszynowy MG-81, którego pociski błyskawicznie kierowane były na atakujących. Do walki naziemnej byliśmy bardzo słabo uzbrojeni. Na wyposażeniu mieliśmy karabiny, które były przeznaczone tylko do służby wartowniczej. Mieliśmy trzy rodzaje broni: długie francuskie, oraz krótkie belgijskie i rosyjskie. Do tego były również potrzebne trzy rodzaje amunicji. Większość pomocniczych sił obrony powietrza (Luftwaffenhelfer) uzbrajało się samodzielnie. Krótko przed zbliżającym się frontem, na plac targowy (Marktplatz). Dzisiaj to Plac Witkiewicza między szkołą podstawową a budynkiem OSP Stolarzowice. Jednak wśród rodowitych mieszkańców nazwa "Marktplatz" funkcjonuje do dnia dzisiejszego {/qluetip}) w Stolarzowicach podjechała ciężarówka z karabinami. Transport ten był przeznaczony dla jednostek "Volkssturm" (pomocnicze siły zbrojne). Bardzo szybko meldują się tu "Luftwaffenhelfer" i odbierają broń i amunicję.
Ja, jako adiutant porucznika, zawsze byłem blisko niego. Raz kiedy stoimy przed działem "Frieda"; słyszę jak przez zaciśnięte zęby po cichu przeklina, - następnie pada pytanie: "Dlaczego nie strzela działo 'Heinrich'? I wysyła mnie sprawdzić co się dzieje. Gdy przez śniegiem zawiany rów zbliżyłem się do działa „Heinrich" - usłyszałem wołanie o pomoc. W pośpiechu wracam z tą wiadomością i razem z sanitariuszem Meierem udajemy się do działa „Heinrich". Bezpośrednie trafienie zniszczyło działo i rozniosło załogę. Sierżant Hanko i obsługa działa nie żyli. Luftwaffenhelfer Stahl, jedyny ocalały z obsługi działa, został ranny w szyję. Przez stratę tego działa zostało osłabione lewe skrzydło naszej obrony. Sowieci docierają do lasku (Dukli) , a tym samym do naszych zakwaterowań.
Barak w którym znajdowała się kuchnia, był nafaszerowany wyszukanymi artykułami spożywczymi, których nie nie zdążono jeszcze rozdzielić. Naturalnie alkoholu również nie brakowało. Tak więc Rosjanie mieli czym wypchać sobie brzuchy - my natomiast przymieraliśmy głodem. Nasze dowództwo planowało dłużej utrzymać "Twierdzę Stolarzowice", dlatego podział zaprowiantowania baterii został przesunięty "na później", - niestety z tego skorzystali tylko żołnierze Armii Czerwonej. W lasku okopali się sowieccy snajperzy. Stamtąd mieli lepsze możliwości, by wziąć naszych ludzi pojedynczo na muszkę. Działo "Frieda", wolno stojące przy drodze, bez ochrony, spisywało się dzielnie. Doprowadziło niejedno wrogie stanowisko KM-ów do milczenia. Większe grupy wroga ostrzeliwało granatami z wyciągniętą zawleczką. O godzinie 13:00 również działo "Frieda" otrzymało ostatni cios. Celny pocisk doprowadził je do milczenia. Zginęli tutaj kaprale Alm i Berner, inni zostali ciężko ranni. W tym czasie porucznik sprowadził do naszych okopów paru ludzi "Volkssturmu", którzy nas obserwowali z wyżej położonej Helenki. Dodawał wszystkim otuchy do walki i zachęcał, aby wytrwać do nadejścia obiecanej pomocy w postaci czołgów typu "Tygrys" (Tiger). Mnie porucznik nakazał czekać w jego baraku na samochód dostawczy, który miał zabrać metalową skrzynkę z tajnymi dokumentami i jego rzeczy prywatne. Czekając, leżałem przy ścianie na podłodze baraku. Na szczęście, wokoło baraku oficerskiego usypano wał ochronny. Okiennice w oknach były zamknięte. Nagle wybuch tuż przed murami ściany przedniej. Odłamki szkła posypały mi się na plecy. Dach nade mną został częściowo rozbity i podziurawiony ciężką bronią pokładową sowieckiego samolotu. Niezliczona ilość drutów telefonicznych, które tutaj prowadzą, zwisa w nieładzie pozrywana pociskami granatów. Zdawało się, że ten osobno stojący barak oficerski był specjalnym celem napastników.
Zamiast samochodu dostawczego podjechał wreszcie z folwarku galopujący zaprzęg konny. Przejechał obok mojej przygotowanej metalowej skrzynki, obok prywatnego bagażu porucznika i zatrzymał się dopiero za bunkrem dowództwa. Tutaj załadowano ciężko rannych i tak szybko jak przyjechał, odjechał z powrotem przejeżdżając obok mnie i bagażu, bez reakcji na moje próby zatrzymania go. Teraz jestem w rozterce. Chciałem pójść do porucznika, ale nie mogłem go znaleźć. Sowieci okrążyli nas już z trzech stron. Widzę pierwszych ludzi "Volkssturmu" z przedniej linii okopów którzy zbierają sie do ucieczki. Jest godz. 15:00. Rozpoczął się decydujący atak Sowietów. Ostrzeliwują nas ze wszystkich luf, które mają do dyspozycji.
Na niektórych stanowiskach ogniowych zaczyna się palić. Prawdopodobnie są to puste kosze po amunicji. Za ludźmi "Volkssturmu" opuszczają także "Luftwaffenhelfer" swoje okopy. Zaczyna się wyścig o przeżycie. Pobiegłem do centrum dowodzenia pytać o poradę. Nagle usłyszałem okrzyk: "Padnij!" Rzuciłem się na ziemię. W pobliżu mnie wyleciał w powietrze punkt dowodzenia. To samo dzieje się z innymi przyrządami. Na taką okoliczność do każdego urządzenia był przeznaczony ładunek wybuchowy.
Większość obsługi dział opuszczając swoje stanowiska wysadza również swoje działa w powietrze. Ja stoję jeszcze obok metalowej skrzynki z tajnymi dokumentami i patrzę za uciekającymi żołnierzami. Wreszcie podbiega do mnie młody podoficer baterii 230 i pyta mnie, dlaczego tu stoję?! Pokazuję mu metalową skrzynkę z tajnymi dokumentami. Wyciąga dwa ręczne granaty i umieszcza je pod skrzynką. Mnie poleca również opuścić moje stanowisko. Strach o życie dodawał mi sił. Biegłem niemal nieprzerwanie aż do niewielkiego wzgórza na rozgałęzieniu drogi w kierunku Helenki - Rokitnicy. Rozkazano nam w wypadku opuszczenia naszych pozycji, meldować się w baterii artylerii przeciwlotniczej w Szombierkach. Wszyscy z „Twierdzy Stolarzowice", którzy przeżyli podjęli drogę ucieczki przez Helenkę, Rokitnicę i Miechowice. Razem z „Luftwaffenhelfer" Reichel - jednym z uczniów z Osiedla Stolarzowice (Kreuzberg) wybraliśmy krótszą, ale bardziej niebezpieczną drogę przez miechowicki las. W Miechowicach idziemy dalej, najpierw ulicą Stolarzowicką (Stillersfeldstrasse), a następnie ulicą Kościelną (Kirchstrasse).
Ostatni raz przechodzę koło szarego budynku naszej szkoły, tej kuźni naszej młodości. Ostatnie spojrzenie, ciche powitanie, wykończony i oszołomiony ostatnimi wydarzeniami przechodzę koło szkoły. "Parę kroków" za Grützberg, na dróżce w kierunku Karbiu, zauważamy nagle miedzy nagimi gałęziami drzew, nisko nadlatujący sowiecki samolot. Rzucamy się w krzewy, obok torów tramwajowych. Mała bomba spadła dziesięć metrów od nas w pole. Nawet tutaj jesteśmy jeszcze prześladowani przez Sowietów. Z lewej strony za działkami widzę już ostatni dom w Miechowicach. Szarą kamienicę z ciągnącym się wzdłuż balkonem. Tu mieszkali moi rodzice i rodzeństwo. Ponieważ krótszą drogą przez las zyskaliśmy trochę na czasie, postanowiłem odwiedzić moich rodziców. Było może krótko po godzinie 16:00, kiedy wszedłem do domu. Panował wisielczy nastrój. Wszyscy mieli stracha przed zbliżającym się "Czerwonym Niebezpieczeństwem". Musiałem szybko zmienić skarpetki - matka przygotowała dla mnie parę skarpet robionych na drutach. W pośpiechu połknęliśmy kromkę chleba ze smalcem i pożegnaliśmy się ruszając dalej. Matka ze łzami w oczach towarzyszyła mi do rogu domu celnego. Tutaj, powiedziałem do niej: "Wracaj - Nie mogę więcej patrzeć jak płaczesz". Przytuliła mnie jeszcze mocno do siebie, i z bólem serca odeszła powoli do domu.
{phocamaps view=link|id=2|text=Zobacz mapę}
Warto również przeczytać inne artykuły dotyczące wydarzeń ze stycznia i lutego 1945 roku.
To ostatni fragment wspomnień Joachima Krolla, pochodzącego z Miechowic "Luftwaffenhelfer", który był jednym z obrońców "Festung Stillersfeld". Tekst z języka niemieckiego przetłumaczył dla nas Bernhard Ullmann, w którego posiadaniu jest oryginalny maszynopis. Dziękujemy bardzo! Opisane wydarzenia dziejące się między 22 a 24 stycznia 1945 roku rzucają nowe światło na ten krótki, ale jakże ważny okres w naszej historii.
Lili Marleen wersja niemiecka
Posłuchaj wersji niemieckiej. {audio}LiliMaDE.mp3{/audio}
1. Vor der Kaserne
Vor dem großen Tor
Stand eine Laterne
Und steht sie noch davor
So woll'n wir uns da wieder seh'n
Bei der Laterne wollen wir steh'n
|: Wie einst Lili Marleen. :|
2. Unsere beide Schatten
Sah'n wie einer aus
Daß wir so lieb uns hatten
Das sah man gleich daraus
Und alle Leute soll'n es seh'n
Wenn wir bei der Laterne steh'n
|: Wie einst Lili Marleen. :|
3. Schon rief der Posten,
Sie blasen Zapfenstreich
Das kann drei Tage kosten
Kam'rad, ich komm sogleich
Da sagten wir auf Wiedersehen
Wie gerne wollt ich mit dir geh'n
|: Mit dir Lili Marleen. :|
4. Deine Schritte kennt sie,
Deinen zieren Gang
Alle Abend brennt sie,
Doch mich vergaß sie lang
Und sollte mir ein Leids gescheh'n
Wer wird bei der Laterne stehen
|: Mit dir Lili Marleen? :|
5. Aus dem stillen Raume,
Aus der Erde Grund
Hebt mich wie im Traume
Dein verliebter Mund
Wenn sich die späten Nebel drehn
Werd' ich bei der Laterne steh'n
|: Wie einst Lili Marleen. :|
Lili Marleen wersja rosyjska
Posłuchaj wersji rosyjskiej. {audio}LiliMaRU.mp3{/audio}
Перед казармой
У больших ворот
Фонарь во мраке светит,
Светит круглый год.
Словно свеча любви горя,
Стояли мы у фонаря
С тобой, Лили Марлен.
Обе наши тени
Слились тогда в одну,
Обнявшись мы застыли
У любви в плену.
Каждый прохожий знал про нас,
Что мы вдвоем в последний раз,
С тобой, Лили Марлен.
Часовой кричит мне:
Труба играет сбор!
Пойдешь на гауптвахту,
Кончай свой разговор!
Друг мой, прощай, auf Wiedersehen.
Ах, как хочу уйти я с ней,
С моей Лили Марлен.
Фонарь во мраке ночи
У ворот горит.
Твои шаги он знает,
А я уже забыт.
Сердце болит в краю чужом -
Вдруг ты с другим под фонарем,
Моя Лили Марлен.
В тесной землянке,
Укрывшись от огня,
О тебе мечтаю,
Милая моя.
Снова наступит тишина,
И к фонарю придет она
Ко мне, Лили Марлен.
Lili Marleen - tłumaczenie
Autorem tłumaczenia jest Wojciech Młynarski
Światło mrok rozgarnia,
bo u koszar bram
Pali się latarnia,
którą dobrze znam.
Zobaczyć ciebie w wieczór ten
W jej blasku chcę
Lili Marleen,
Tak chcę, Lili Marleen.
Zbliżasz się i oto
wśród latarni lśnień,
Cienie dwa się splotą
w jeden wspólny cień.
Niech wszyscy ujrzą obraz ten,
Mój cień i twój,
Lili Marleen,
I twój, Lili Marleen.
Słyszę twoje kroki,
a złociste skry
Twarz twą rzeźbią w mroku,
ból sprawiają mi
Kto będzie z tobą w wieczór ten
I noc po świt,
Lili Marleen,
Po świt, Lili Marleen.
Lecz gdy w otchłań runę,
mocno wierzę że
Jeden pocałunek
twój ocali mnie,
Znów będziesz ze mną w wieczór ten
I noc po świt,
Lili Marleene,
Po świt, Lili Marleen.